wtorek, 24 czerwca 2014

Twój dzisiejszy barista.. PART 2

            Przepraszam za małe opóźnienie, rozdzialik miał być w niedzielę, ale ja (edytor przeklęty) miałam dużo do roboty. Teraz przedstawiamy wam w całej swojej krasie rozdział drugi opowiadania „Twój dzisiejszy barista…”. Zapraszamy do czytania. :D  

- Co się tak szczerzysz do cholery? - zapytał Bobby, gdy tylko Dean wszedł do sklepu Winchester & Singer Auto. Wcześniej sklep nosił nazwę Złomowisko Singera, ale, od kiedy Dean zamiast iść na studia postanowił, że będzie pracować u Bobby’ego, Singer wprowadził wiele zmian. Dokształcił trochę Deana, po czym zaoferował mu połowę biznesu. Dean oczywiście protestował - było to zdecydowanie za wiele od osoby, która praktycznie wychowała Winchesterów, od kiedy John odszedł. Bobby jednak zrealizował swój zamiar mimo protestów, i wkrótce Dean stał się właścicielem sklepu. Ostatecznie przenieśli lokal w inne miejsce, gdzie mogli pracować jednocześnie przy większej ilości samochodów. Przy okazji w nowym miejscu nie roiło się od ćpunów.
- Nie szczerzę się - zaprzeczył Dean i wyrzucił swój pusty kubek do kosza na śmieci obok drzwi. Wcześniej o to samo pytali go zarówno Jo jak i Ash, ale nie powiedział im niczego. Bobby podszedł bliżej i dostrzegł kubek w śmieciach.
- Nie szczerzysz się, huh? - spytał i odchrząknął. - I nie ma to nic wspólnego z tym niebieskookim mężczyzną z kawiarni?
Winchester otworzył szeroko usta ze zdziwienia.
- Skąd ty...
- Sam i Jo plotkują jak banda nastolatek - urwał Bobby, a Dean jęknął. - Więc?
- Uh... Coś... Może jest na rzeczy - spróbował.
- Może? - Bobby powtórzył za nim niczym echo.
- Taa... - powiedział i skinął głową. - Jest hm... Coś... I pewne rzeczy mają miejsce...I... Później ci powiem.
Bobby potrząsnął głową.
- Idiota - mruknął, zanim posłał Deana do pokoju, w którym pracownicy spędzali swoje przerwy. Właśnie miał się tam spotkać cały personel. Pomimo tego, że byli partnerami w sklepie, Winchester wciąż odczuwał potrzebę wykonywania jego rozkazów. Szanował Singera bardziej, niż ktokolwiek inny na świecie: Bobby nauczył go wszystkiego, czego mógł, ocalił także Deana przed zrobieniem czegoś głupiego tylko po to, żeby był w stanie wyżywić Sama. Dean zawdzięczał mu wszystko.
- Tak jest, sir! - Zasalutował, a Bobby klepnął go w kark, kiedy szli razem. Winchester uśmiechnął się szeroko do niego, a Bobby potrząsnął głową.

Po spotkaniu Dean, Bobby i dwóch mechaników, którzy u nich pracowali - Adam (przyrodni brat Deana) oraz Victor - wzięli się od razu do roboty. Mieli do zrobienia dwa auta ważnego klienta, a także trzy kolejne zapisane, jako do zrobienia przed lunchem. Pokój wkrótce wypełniły odgłosy ciężko pracujących mężczyzn - wypełniły go również rzucane w nim dziwne przekleństwa - a także muzyka ze starego odtwarzacza CD, stojącego w rogu garażu. Sammy próbował kiedyś zainstalować tam iPoda, ale Dean postawił na swoim. Kupił płyty CD, czy to nie było wystarczająco dobre rozwiązanie?
Starszy Winchester właśnie skończył wycierać samochód, kiedy Adam wskazał coś ruchem głowy.
- Dean, kolejny klient czeka przy wejściu.
- ‘Kej! - krzyknął w odpowiedzi zielonooki i odrzucił szmatę na bok. Podszedł do zlewu znajdującego się przy ścianie, aby umyć ręce - chciał wyglądać choć trochę bardziej reprezentatywnie, po czym wyszedł z garażu, przez korytarz, mijając pokój dla personelu i wszedł do sieni. Jo siedziała za biurkiem, wpatrując się w wysokiego, blond mężczyznę. Miał on na sobie koszulę z głębokim wcięciem w kształcie litery V, kurtkę oraz jeansy. Jo pracowała tylko kilka dni w tygodniu w sklepie Winchester & Singer, przez resztę dni pomagając mamie prowadzić The Roadhouse. Spojrzała na Deana i posłała mu uśmiech, po czym wskazała mu gestem mężczyznę.
- W czym mogę pomóc? – spytał uprzejmie Winchester.
- Hm, dostrzegam tu wyzwanie - skomentował mężczyzna, mówiąc z angielskim akcentem. Dean uniósł brwi ze zdziwienia.
- Wyzwanie?
- Tak, jesteś czymś, na co warto popatrzeć, co nie? - zadumał się mężczyzna. Pozwolił, aby jego oczy prześledziły od góry do dołu ciało Deana, nie próbując ukryć faktu, że na niego się gapi.
- Nieco szorstki w pobliżu krawędzi… - mężczyzna wzruszył ramionami - Ale czuję to.
- O co do diabła ci chodzi? - zapytał Winchester i podszedł bliżej. Nieznajomy uśmiechnął się i wyciągnął swoją rękę.
- Balthazar Novak.
Oczy Deana nieco się rozszerzyły, kiedy podał rękę mężczyźnie.
- Balthazar - powtórzył jak echo - Jesteś...
- Bratem Castiela i Gabriela, tak - skinął głową. Nim puścił dłoń Deana potrząsnął ją stanowczo. Jo patrzyła to na jednego, to na drugiego - była zmieszana, ale jednocześnie zaintrygowana tą sytuacją.
- Mały Cassie zawsze ma dobry gust - Balthazar kontynuował - Jestem zaskoczony, że Gabe nie próbował cię podrywać - wysocy mężczyźni są w jego typie.
- Uh, o co chodzi? - wtrąciła się Jo.
- Dean-o bzyka mojego brata - odpowiedział Balthazar, a Winchester wydał z siebie odgłos, jakby właśnie się czymś zadławił.
- Hej, czekaj, nie - powiedział, a dziewczyna odwróciła się w jego kierunku. Jej brwi podniosły się ze zdumienia. - Ja nie... Robiłem tego z twoim bratem. - spróbował, ale Balthazar wciąż się na niego gapił. - Nie robiłem!
- Cóż, jeszcze nie - burknął Novak. - Ale wkrótce będziesz.
- Nawet nie mam jego numeru! - warknął zielonooki.
- Chwila. Kim jest "Castiel"? - zapytała Jo, po czym nagle uśmiechnęła się szeroko, gdy załapała, o co chodzi. - Czy to twój niebieskooki anioł z kawiarni?
- Niebieskooki anioł, podoba mi się - Balthazar uśmiechnął się do dziewczyny. Pochylił się nad ladą i spojrzał na nią. - Wiesz, ja także noszę imię po aniele. 
Jo uniosła obie brwi i założyła ręce na klatce piersiowej.
- Oh, kolego, rozwalę cię - powiedziała raczej spokojnie. Dean prychnął, podczas gdy Novak uniósł brwi.
- Czy to groźba? - zapytał.
- To obietnica.
- Och... - Balthazar uśmiechnął się do niej. - Polubiłem cię, panno Harvelle.
Deana nawet nie zaniepokoiło to, że facet z angielskim akcentem znał jej nazwisko.
- Co ty tu robisz? - zapytał szorstko. Oboje odwrócili się i spojrzeli na niego. - Czy po prostu zabujałeś tutaj żeby mnie sprawdzić i podrywać moją przyjaciółkę?
- Nie - odpowiedział Novak. - Mój kabriolet wydaje zabawne dźwięki, gdziekolwiek nim jadę. Akurat tak się stało, że Gabriel napisał mi czterdzieści trzy smsy, od momentu, w którym opuściłeś kawiarnię do teraz.
Dean gapił się na niego.
- Tak, Gabe nigdy nie był w stanie nie wtrącać się w życie Casa - Balthazar zachichotał. - Tak czy siak, wpadłem na to, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i przyjrzeć się tobie, zanim zobaczysz się ponownie z Casem.
- Czy to dlatego uraczyłeś mnie swoją "przemową"? - zapytał Dean. Był w stanie zrozumieć to, że ktoś uważa na swojego brata: zachowywał się tak samo w stosunku do Sammy’ego czy Adama. Ale Gabriel praktycznie zeswatał Deana i Castiela razem, a Balthazar był po prostu irytującym chujem.
- Dobry Boże, nie - Novak zachichotał, - Jeśli skrzywdzisz Cassiego, wierz mi, on sam będzie w stanie cię rozwalić. Jest stosunkowo temperamentny.
Oh tak, Dean pamiętał o tym. Zastanawiał się, co spotkało Gabriela po tym, jak opuścił kawiarnię.
- Przyszedłem tutaj po to, żeby przyjrzeć się tobie oraz naprawić mój samochód - powiedział Balthazar - Ale... - zawahał się, a Dean uniósł brwi - Wiesz, Castiel pochodzi z całkiem sporej rodziny – kontynuował. - Ma czwórkę braci i siostrę, a także pełno kuzynów, którzy zrobiliby wszystko, byle tylko był bezpieczny. To znaczy, w zasadzie się ze sobą nie dogadujemy, ale wciąż jesteśmy rodziną. A on zawsze był ulubieńcem Lucy’ego.
- Lucy’ego? - spytał Dean.
- Lucyfera - odpowiedział, a Dean otworzył szeroko usta ze zdziwienia.
- Ktoś w waszej rodzinie nazywa się Lucyfer? - zapytała Jo. Baltazar skinął głową.
- To nasz kuzyn, który zawsze faworyzował Cassiego. Moja rodzina jest raczej szalona, jak już pewnie się domyślicie, a każdy z nas nosi imię po aniele. Niektórzy z nas mieli szczęście: Michael, Gabriel, Raphael - to praktycznie zwyczajne imiona. Ale jest też Balthazar, Anael, Castiel, Lucyfer, Samandriel, Uriel... - urwał i przechylił głowę. - Jest ich więcej, ale reszty nie widuję zbyt często.
- Jezus - wymamrotał Dean.
- Nie, nie mamy żadnych Jezusów - powiedział rozbawiony Novak. - Ale mamy Jophiela.
Dean potrząsnął głową.
- Gdzie twój samochód?
- Adam wciągnął go do garażu - zasygnalizowała Jo. Winchester skinął jej głową.
- Chwila. Jeśli jesteś bratem Casa, to dlaczego masz taki akcent? - spytał nagle Dean, ponieważ ta myśl właśnie przyszła mu do głowy.
- Chodziłem do szkoły w Anglii - wyjaśnił - wiesz - liceum, potem Uniwersytet w Oxfordzie. Cassie dołączył do mnie i studiował na tej samej uczelni, ale reszta rodzeństwa była cały czas tutaj. 
Dean gwałtownie uniósł brwi ze zdziwienia. Nie wiedział zbyt wiele uniwersytetach, ale nawet on zdawał sobie sprawę z tego, że Oxford to jeden z najlepszych.
- Zostałem w Anglii na parę lat - dodał Novak - ale Cassie wrócił.
- Więc... Cas studiował na Oxfordzie? - spytał Dean, a Novak potwierdził skinieniem głowy. Ale skoro Castiel ukończył tak dobrą szkołę, dlaczego do cholery pracuje w kawiarni?
- Obawiam się, że nie mogę powiedzieć ci więcej niż to - powiedział Balthazar, przyciągając ponownie uwagę Winchestera - tego rodzaju szczegóły ludzie wymieniają ze sobą wtedy, gdy ze sobą chodzą.
- Nie chodzimy ze sobą - zaprotestował Dean, a Jo parsknęła, podczas gdy Balthazar jedynie podniósł brwi i gapił się na niego. - My... nie... - próbował Winchester - my nie chodzimy ze sobą jeszcze - wybrnął w końcu, a Jo zachichotała, przykładając dłoń do ust - Zamknij się, Joanno Beth!
Jo rzuciła mu spojrzenie zbitego psa, i gdyby Dean był bardziej naiwny, mógłby się na nie nabrać.
- Okej - odetchnął głęboko i zacisnął oczy, zanim znowu je otworzył. - Czy to wszystko, panie Novak?
- Tak - Balthazar uśmiechnął się radośnie. Wyjął okulary zza wcięcia w kształcie litery V w jego koszulce i założył je. - Jestem pewny, że będziemy widywać się bardzo często Dean - zasalutował Winchesterowi, uśmiechnął się promieniście do Jo, i zniknął za wejściem.
- Co za kutas - burknął Dean. Jo zaśmiała się.
- On tylko troszczy się o swojego brata, Dean.
- Nie musi z tego powodu być takim kutasem - mruknął i obrócił się, aby wrócić z powrotem do garażu. 
Zagwizdał, gdy dostrzegł samochód. Balthazar jeździł ciemnoczerwonym Jaguarem 2013 XK. Takie cacka chodzą po ponad siedemdziesiąt kawałków. Więc miał rację domyślając się, że Castielowi nie brakuje pieniędzy. Była jednak możliwość, że jedynie jego brat był bogaty. 
Idiota - powiedział do siebie, brzmiąc prawie jak Bobby. On był na Oxfrodzie! Ty jesteś tylko przeklętym mechanikiem.
- Zamierzasz tak tutaj stać cały dzień, czy zerkniesz w końcu na to, co jest do zrobienia? - zapytał Adam zza samochodu.
- Wyłączyłem się -  Dean odchrząknął, a jego brat zaśmiał się.
- Więc kto to był? 
- Nikt, o kim musiałbyś wiedzieć - wymamrotał Dean i podniósł maskę Jaguara. - Odpal ją - zobaczymy, co się tutaj dzieje.

Adam tylko skinął twierdząco głową i zrobił to, o co zielonooki go prosił. Oczywiście Dean zdawał sobie sprawę, że Adam jak tylko będzie mógł pójdzie poplotkować z Jo i dowie się wszystkich pikantnych szczegółów. On oraz Sam mieli pod tym względem dużo wspólnego - obydwoje uwielbiali plotkować o prywatnym życiu Deana. Ten skrzywił się i wypchnął Balthazara Novaka z pamięci, po czym zabrał się do pracy.

sobota, 14 czerwca 2014

Twój dzisiejszy barista... PART1

Miło jest móc wreszcie dodać coś na tym blogu :) Miło nam wszystkim drodzy czytelnicy, wita was serdeczie ekipa bloga "Hey There, Castiel". Mamy nadzieję, że to co dla was tłumaczymy spodoba wam się w równym stopniu co nam. Na początek przedstawiamy wam opowiadanie pod tytułem "Twój dziesiejszy Barista..." (oryginalnie: "Today Your Barista Is... ") autorstwa Brimac0518. Fanfick pochodzi z fandomu serialu Supernatural i jest całkowitym AU. Miłego czytania ^^

****~~~~****

Dean stanął jak wryty, gdy przeczytał napis na tablicy. Zazwyczaj były tam powypisywane oferty dnia, albo jakieś dziwne, małe rysunki wykonane przez blondyna, o którym Dean wiedział tylko tyle, że jest właścicielem kawiarni „Przysmaki Archaniołów” - przypuszczał, że nazywał się on Gabriel. Ale dzisiaj, widniało tam kilka dziwnych zdań:
Twój dzisiejszy barista jest:
1. Całkowitym, pieprzonym gejem.
2. Zdesperowanym, cholerym singlem.
            Napojem, który dzisiaj Ci polecamy jest: dasz mi swój numer.
Był tam również obrazek patyczkowego ludzika w... Trenczu?
Ok.. Dean potrząsnął głową i wszedł do niewielkiej kawiarni. Dzwonek jak zwykle odezwał się nad jego głową, poczuł też zapach kawy i ciasta. Był wcześniej, niż zazwyczaj. Przychodził do tej kawiarni regularnie od kilku tygodni, od kiedy tylko zobaczył za ladą mężczyznę o bardzo jasnych, niebieskich oczach.
Dean zawsze skupiał swoją uwagę na parze tych ślicznych oczu. Włosy mężczyzny, zawsze w seksownym nieładzie (oraz tyłek, który Dean zauważył, gdy mężczyzna pochylał się w jeansach) dodały co nieco do zauroczenia Deana.
Dean wciąż nie wiedział jak mężczyzna się nazywa: w przeciwieństwie do innych pracowników, nie nosił on tabliczki z imieniem, a za każdym razem, kiedy Gabriel - Dean był już prawie pewny, że blond mężczyzna nazywał się Gabriel - odzywał się do niego, nadawał mu przezwiska w stylu „Słodzie" albo „Seksowne Włosy" albo „Mały braciszek". Dean nie był pewny, czy „Niebieskie Oczy” był faktycznie bratem Gabriela, więc to też w niczym nie pomagało.
Mężczyzna, o którym Dean marzył (i czego się wypierał za każdym razem, gdy Sammy się z nim droczył) stał za ladą ubrany w czarny fartuch niedbale zawiązany na białej zapinanej koszuli oraz jeansy. Krawat pod jego fartuchem był przekrzywiony, a mężczyzna bawił się właśnie jego węzłem, kiedy Dean podszedł.
- Dobry - Dean się uśmiechnął.
Niebieskie Oczy podskoczył i spojrzał na niego, a Dean uśmiechnął się głupio.
- Nie słyszałeś, kiedy wchodziłem? - Spytał Dean.
- Ja... T-tak. - wymamrotał mężczyzna głębokim, szorstkim głosem, który Dean chciałby usłyszeć, gdy wykrzykuje jego imię - zwłaszcza, kiedy oboje byliby nadzy, mokrzy od potu i zaplątani w jego prześcieradła. - Bardzo przepraszam, zamyśliłem się. - Na chwilę zamilkł i przechylił głowę, zmrużył też trochę oczy. - Zazwyczaj nie przychodzisz tu tak wcześnie.
- Ach... Tak - odpowiedział Dean, zaskoczony, że obiekt jego zauroczenia rozpoznał go. Mężczyzna ten nigdy nie zwracał na niego szczególnej uwagi (Dean wcześniej próbował flirtować, ale Niebieskie Oczy nie był gejem albo po prostu nie był zainteresowany). - Mam wczesne spotkanie - wyjaśnił tak krótko, jak mógł, a mężczyzna skinął głową. - Poproszę więc...
- Dużą kawę z dwoma łyżkami cukru, bez mleka, oraz borówkową muffinę? - dokończył mężczyzna, a Dean skinął. – Oczywiście, już podaję - dodał i poszedł w stronę ekspresu do kawy.
Podczas pracy baristy, Dean pozwolił, żeby jego oczy powędrowały nisko po plecach mężczyzny, poprzez tyłek do tych długich nóg. Był pewny, że jest on biegaczem, był cały szczupły, ale i umięśniony.
- Więc… - Dean odchrząknął, ale barista się nie odwrócił - Chcesz mój numer?
Mężczyzna w końcu się obrócił, raczej gwałtownie, i wlepił swój wzrok w Deana.
- Przepraszam?
- Ten napis przed wejściem - odpowiedział Dean i zachichotał, gdy brwi baristy uniosły się ze zmieszania. - On mówi, że jesteś gejem i zdesperowanym singlem.
Całe ciało mężczyzny zatrzęsło się, po czym wyszedł on szybko zza lady. Dean zdążył go jeszcze zobaczyć, gdy wypruł przez otwarte drzwi na zewnątrz.
Dało się słyszeć głośne przekleństwo, zanim Niebieskie Oczy wrócił, tupiąc głośno ze złości. 
- GABRIEL! - wrzasnął, a Dean zagwizdał. Ten facet ma całkiem sporo siły w płucach... Co było dobrym znakiem, ponieważ Dean zawsze lubił nieśmiały i cichy typ, który potrafi się wydrzeć w łóżku.
Można było usłyszeć krótki wybuch śmiechu z zaplecza kawiarni, zanim Gabriel - tak, teraz to Dean wiedział, że tak się nazywa - wyszedł, wycierając dłonie o ręcznik.
- Co tam, braciszku? - zapytał z bezczelnym uśmiechem na swojej szczupłej twarzy.
- Co zrobiłeś z napisem przed wejściem? - mężczyzna zażądał odpowiedzi. Gabriel zaśmiał się ponownie.
- No co? Napisałem prawdę.
Niebieskooki rzucił szybkie spojrzenie na Deana.
- Ah... - Gabriel uśmiechnął się znacząco i zwrócił do Deana. - Mój brat… - powiedział do mechanika. -…Jest całkowitym gejem i desperackim singlem.
- Gabriel! - mężczyzna syknął.
- Więc zarekomendowałem Twój numer telefonu - Gabriel kontynuował i puścił oko do Deana, który zamrugał. - Wracaj do pracy, Cassie - powiedział do swojego brata, zanim odwrócił się i wyszedł.
- Gabriel! Gabriel! – „Cassie” krzyczał za nim, a Dean parsknął. - To nie jest zabawne - uciął zielonookiemu, który podniósł swoje ręce w obronie.
- Nic nie powiedziałem!
- Ale myślałeś, żeby powiedzieć - mężczyzna mruknął i wrócił za ladę.
Wreszcie, kiedy jego kawa była już nalana, a sprzedawca podawał mu muffinkę, Dean zapytał:
- Cassie, tak?
Mężczyzna zamarł na chwilę, po czym westchnął. 
- Castiel - poprawił go, a Dean spojrzał na niego z politowaniem. - Tak, my wszyscy nosimy imiona aniołów - wymamrotał Castiel i umieścił kawę oraz babeczkę na ladzie. - Michael, Raphael, Gabriel, Balthazar, Anael, i ja.
- Wow - Dean wypuścił powietrze z ust. - Masz mnóstwo rodzeństwa.
- Mhm - burknął Castiel, nie podnosząc wzroku.
- Hej, jestem pewny, że Gabriel po prostu się trochę zabawił - powiedział Dean, a niebieskooki spojrzał na niego, jak tylko dostarczył zamówienie. - Po prostu powiedz każdemu, kto zapyta, że to Gabriel szuka numerów telefonów. 
Castiel prychnął cicho. 
- Ucieszyłoby go to.
- Wiesz, więcej ludzi byłoby zainteresowanych tobą - skomentował Dean i niebieskooki spojrzał na niego, uniósł brwi, przechylił nieco głowę, zmieszany. - Co? - Dean wzruszył ramionami. - Nigdy nie patrzyłeś w lustro? Cudowne niebieskie oczy, włosy w nieładzie, ładna sylwetka, urocza twarz... jesteś przystojny, stary.
Castiel zamrugał powoli oczami, jak gdyby Dean mówił w innym języku. Zielonooki czekał na odpowiedź cierpliwie, gdy jednak tamten nie odpowiadał, zapłacił za swoją muffinkę i kawę i powiedział:
- Więc, hm... lepiej już sobie pójdę. 
Odwrócił się i poszedł w kierunku drzwi, przeklinając siebie w myślach. Głupi, głupi, głupi! Po co to powiedziałeś? Prawdopodobnie wystraszyłeś go.
- Poczekaj!
Dean zamarł na chwilę, stanął w drzwiach otwartych do połowy, zanim odwrócił się w kierunku Castiela. Niższy mężczyzna wyszedł zza lady skubiąc nerwowo swój fartuch.
- Czy ty... Naprawdę tak myślisz? - zapytał.
- Pewnie - Dean skinął i pozwolił, żeby jego wzrok powędrował przez całe ciało Castiela. Uśmiechnął się delikatnie, kiedy tamten się zaczerwienił. - Definitywnie uważam, że jesteś przystojny. - dodał.
Castiel powoli skinął głową i spojrzał w dół. Dean obserwował, jak tamten przez parę sekund przygryzał dolną wargę, po czym wziął głęboki wdech.
- Ja... uh... nie miałbym nic przeciwko, gdybyś zdecydował się pójść za radą napisu na tablicy - wymamrotał i ostrożnie podniósł wzrok na Deana. Boże, jego oczy były bardzo niebieskie.
- Więc... poleciłbyś mój numer, co? - Dean zapytał. Niebieskooki skinął głową, a on pozwolił, aby pełny uśmiech Deana Winchestera pojawił się na jego twarzy. – Więc… - zaczął, biorąc łyk kawy dla lepszego efektu - …Upewnij się lepiej, że nikt inny nie pójdzie za radą napisu, a ja zobaczę się z tobą jutro, przynosząc mój numer komórkowy.
Castiel zamrugał szybko, zanim jego usta rozciągnęły się w nieśmiałym uśmiechu, a Dean naprawę chciał je wycałować.
- Okej - powiedział niebieskooki. - Więc... widzimy się jutro...? - zamilkł na chwilę.
- Jestem Dean.
- Castiel - odpowiedział barista, po czym się zarumienił. - Ale, uh..
- Tak, wiedziałem to wcześniej - Dean uśmiechnął się, a niebieskooki skinął głową. - Do zobaczenia, Cas.
Drgnął lekko, słysząc swoje przezwisko, po czym uśmiechnął się. Dean puścił do niego oczko zanim przeszedł przez drzwi.
- Dostałeś jego numer? - zdążył jeszcze usłyszeć za sobą.
- Zamknij się, Gabriel! - Castiel warknął, a zielonooki uśmiechnął się szeroko.
Wracając do swojej ukochanej Impali, szedł pewnie, zadowolony z siebie. ,,Dziękuję, Gabriel" - pomyślał, kiedy wziął łyk swojej kawy.